NOWY CYKL: NATURALNIE Z POLSKI. MYDŁO STACJA
Witajcie:)
Tym postem rozpoczynam nowy cykl na blogu: NATURALNIE Z POLSKI. Będę w nim przedstawiać małe rodzime manufaktury, które tworzą naturalne kosmetyki z sercem i pasją, z najwyższej jakości składników i z dbałością o każdy szczegół. Myślicie, że dobre kosmetyki muszą kosztować fortunę? Nic bardziej mylnego:) Co prawda naturalne masła czy kremy są droższe niż te z drogerii, ale jednak dużo tańsze niż luksusowe kremy z górnej półki, a działaniem w niczym im nie ustępują:) A na dodatek maja lepsze składy i dają nam pewność, że nie pchamy w siebie kolejnej porcji chemii.
Nowy cykl otwiera MYDŁO STACJA. Zapraszam do fascynującego świata zapachów:)
Kosmetyki Mydło Stacji powstają w malowniczym Beskidzie Niskim, a założycielka manufaktury Wiktoria Mucha może być z nich naprawdę dumna. Pierwsze mydełka, bo z nich właśnie słynie Mydło Stacja, zachwyciły znajomych i rodzinę, a dzięki poczcie pantoflowej wieść o tych pachnących, naturalnych kostkach rozeszła się szeroko:) W produkcji używane są jedynie ekologiczne, naturalne półprodukty, najwyższej jakości oleje, a sam proces odbywa się bez specjalistycznych maszyn, jedynie pracą rąk pani Wiktorii i pani Asi. Nie znajdziemy w nich także żadnych sztucznych barwników, ulepszaczy i mocnych konserwantów. Dziś Mydło Stacja ma w swej ofercie oprócz pięknie pachnących mydeł także hydrolaty, masła do ciała, peelingi, naturalne oleje, serum czy maseczkę.
Z bogatej oferty Mydło Stacji wybrałam dla siebie masło do ciała Rozmaryn i grejpfrut, hydrolat z oczaru wirginijskiego oraz peel-maseczkę Owocowe podróże. Mam również mydło różane Róża małego księcia, ale niestety już nic z niego nie zostało, musicie mi uwierzyć na słowo, że było świetne:)
Masło do ciała Rozmaryn i grejpfrut
Na początku zapach tego masła nie bardzo mi się spodobał. Wydawał mi się zbyt ziołowy, słabo czuć w nim grejpfruta. Ale im dłużej stosowałam, tym bardziej mi się podobał:) Teraz bardzo je lubię i stosuje codziennie po kąpieli. Na stronie producenta możemy przeczytać:
Dzięki zawartości bio oleju z krokosza, masła shea oraz sezamu skóra
jest odżywiona, nawilżona oraz posiada delikatny film, który chroni ją
przed nadmiernym wyparowaniem wody. Dodatkowo olej krokoszowy
neutralizuje wolne rodniki oraz nadaje skórze elastyczność. Olej
sezamowy zaś to bogate źródło antyoksydantów, więc nadaje się do skóry
starszej oraz wspomaga leczenie skóry trądzikowej.
Skład jak widzicie bogaty i całkiem naturalny:) Masło ma gęstą konsystencję, a pod wpływem ciepła dłoni zaczyna się rozpuszczać i gładko sunie po ciele. Najlepiej stosować na wilgotną skórę, wtedy łatwiej się rozprowadza i szybciej wchłania. Świetny kosmetyk na lato!
Hydrolat z oczaru wirginijskiego
Hydrolaty uwielbiam i stosuję od jakiegoś czasu zamiast toniku. Jako, ze mam skórę mieszaną i rozszerzone pory postanowiłam wypróbować hydrolat oczarowy. Jego zapach jest mocny i łudząco przypomina przyprawę maggi:) Dlatego też nie stosuję go psikając na twarz, tylko psikam na wacik i dopiero przecieram nim skórę. Opis ze strony:
Hydrolat z oczaru wirginijskiego jest doskonałą alternatywą dla toniku do
twarzy. Jest to woda kwiatowa, która przejmuje właściwości rośliny. Jest
bardzo delikatna dla skóry, lekko ściąga i łagodzi wszelkie
podrażnienia. Działa antyseptycznie oraz antybakteryjnie co powoduje, że
może być używana przy skórze łojotokowej, trądzikowej lub podrażnionej.
Hydrolat ma dość charakterystyczny, ale delikatny zapach
Czy się u mnie sprawdził? Szczerze mówić trudno mi to określić. Zaraz po użyciu skóra faktycznie wydaje się być ściągnięta i odświeżona, ale nie zauważyłam, żeby wpływał na widoczność porów czy mniejszą ilość wyprysków. Może za krótko go używam? Mimo wszystko lubię nim przecierać twarz w upalne dni.
Peel-maseczka Owocowe podróże
Ta maseczka to hit wielu z Was, także i mój:) Bardzo ją lubię za wielofunkcyjność i uczucie gładziutkiej skóry jej po zastosowaniu. Połączenie białej glinki, oleju z baobabu, masła kakaowego i pestek granatu to prawdziwa pielęgnacyjna bomba:) A na dodatek działa i jak maseczka i jak peeling jednocześnie, czego chcieć więcej?
Peel-maseczka o wdzięcznej podróżniczej nazwie, to produkt, który łączy w
sobie trzy najważniejsze potrzeby skóry. Połączenie najdelikatniejszej z
glinek- białej kaolinowej, oleju z orzechów baobabu, masła kakaowego i
peelingujących pestek owocu granatu sprawia, że nasza skóra staje się
gładsza, mocno odżywiona i bardziej elastyczna. Dodatkowym atutem naszej
maseczki jest zapach. Rześki aromat olejku grejpfrutowego został
przełamany delikatną nutą róży orientalnej. Ta mieszanka sprawia, że
wraz z zabiegiem peel-meseczki przenosimy się w dalekie kraje i
zatłoczone targi miejscowej ludności. Zamysł był właśnie taki!
Lubię nałożyć tę maseczkę w weekend gdy mam więcej czasu i nie nakładam makijażu, bo mogę się wtedy cieszyć tym efektem gładkiej, miękkiej skóry. Chodzę i dotykam twarzy, taki to fajny efekt:) Maseczka ma gęstą postać z małymi drobinkami, bardzo ładnie rozprowadza się na twarzy, a zapach jest delikatny i odświeżający. Ale najważniejsze jest to, że pozostawia naszą skórę naprawdę dobrze nawilżoną, pełną blasku i mięciutką, przekonajcie się same:)
Polecam Wam produkty Mydło Stacji z pełnym przekonaniem. Bardzo się cieszę, że w Polsce powstaje coraz więcej małych manufaktur, w których kosmetyki są tworzone ręcznie z miłością i pasją. Korzystajmy z tych dóbr! To czym się smarujemy naprawdę ma znaczenie. A skoro mamy dostęp do wysokiej jakości produktów, na dodatek tworzonych w Polsce i z samych wartościowych składników to po co kupować drogeryjne kosmetyki po brzegi wypchane chemią? Ja stawiam na naturę i dwie Babeczki z pasją:) Dajcie znać czy znacie Mydłostacjowe produkty?
Komentarze
Prześlij komentarz