MALINOWA PEREŁKA OD MOKOSH CZYLI REGENERUJĄCY KREM ANTI- POLLUTION MALINA
Ten krem kupiłam na początku sierpnia z myślą o jesiennych, chłodniejszych dniach i odżywieniu skóry po lecie. Markę Mokosh bardzo lubię, maliny także uwielbiam, a że trafiłam na świetną promocję to już nie miałam wyjścia i musiałam kupić. Zdecydowałam się na mniejszą pojemność na początek i bardzo mi się podoba ta polityka firmy, dzięki której część produktów wypuszczana jest w mini wersjach. Gdy moje zamówienie dotarło i zobaczyłam konsystencję kremu, a potem powąchałam go to po prostu przepadłam:) Nie było opcji żebym czekała do września czy października, żeby zacząć go używać, ja musiałam już, teraz, zaraz, nieważne, że trzy inne kremy są w użyciu:) I wiecie co...? Zakochałam się. Ostatnio wspominałam o dwóch perełkach kosmetycznych jakie odkryłam tego lata..i to jest właśnie pierwsza z nich. Chodźcie zobaczyć dlaczego:)
Regenerujący krem anti-polution malina to produkt, który ma za zadanie chronić i kompleksowo pielęgnować skórę. Lista jego zalet jest tak długa, że wklejam Wam opis ze strony producenta:
"Krem powstał by chronić skórę przed szkodliwym działaniem czynników
zewnętrznych, zapewniając jednocześnie kompleksową pielęgnację skóry
twarzy. Zawarte w kremie oleje roślinne są bogactwem
nienasyconych kwasów tłuszczowych, które jako składniki płaszcza
lipidowego skóry wspomagają odbudowę cementu międzykomórkowego. Oleje
roślinne są również bogatym źródłem witaminy E, która w naturalnej formie głęboko wnika w skórę, chroniąc ją przed szkodliwym działaniem wolnych rodników. Kompleks ekstraktów chroni przed szkodliwym działaniem metali ciężkich. Naturalne soki owocowe z jabłek i brzoskwini zawierające witaminy z grupy C i B, kwasy owocowe oraz składniki mineralne wykazują działanie nawilżające, rozjaśniające skórę oraz przeciwrodnikowe. Również wyciąg z korzenia żeń-szenia wspomaga działanie antyoksydacyjne, zwalczając wolne rodniki tlenowe odpowiedzialne za przedwczesne starzenie się skóry. Kwas hialuronowy
jako naturalny składnik macierzy międzykomórkowej ma zdolność wiązania
wody na powierzchni skóry, dzięki czemu skutecznie nawilża oraz chroni
skórę twarzy. Ekstrakty z nasion zbóż, takie jak
pszenica i jęczmień działają odżywczo i ujędrniająco stanowiąc przy tym
barierę dla niepożądanych czynników środowiskowych."
Skład INCI: Aqua, Coco-Caprylate/Caprate*, Glyceryl
Stearate*, Argania Spinosa Kernel Oil, Cetearyl alcohol*, Glyceryl
Stearate Citrate*, Cetearyl Olivate*, Rubus Idaeus (Raspberry) Seed Oil,
Oenothera Biennis (Evening Primrose) Oil, Sorbitan Olivate*,
Propanediol*, Sodium Hyaluronate, Pyrus Malus (Apple) Juice, Prunus
Persica (Peach) Juice, Triticum Vulgare (Wheat) Seed Extract, Hordeum
Vulgare Seed Extract, Panax Ginseng Root Extract, Daucus Carota Sativa
Root Oil, Squalane*, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil,
Glucosyl Ceramide, Glycerin*, Tocopherol, Helianthus Annuus (Sunflower)
Seed Oil, Cellulose, Glyceryl Caprylate*, Glyceryl Undecylenate*,
Parfum, Dehydroacetic Acid**, Pentylene Glycol**, Benzyl Alcohol**
Jak widzicie obietnic jest sporo, a skład naprawdę bogaty i treściwy. W tym miejscu muszę wspomnieć o fajnym rozwiązaniu jakie producent wprowadził na swojej stronie internetowej, Otóż gdy najedziemy kursorem na substancję podaną w składzie pokaże nam się jej polska nazwa. Świetna sprawa! Nareszcie nie trzeba się zastanawiam co jest czym i szukać na własną rękę.
Mniejsza wersja kremu ma pojemność 15 ml i kosztuje 45 zł, pełnowymiarowe opakowanie to 60 ml w cenie 149 zł. Tanio nie jest, ale uważam, że cena jest adekwatna do jakości. Doceniam to, że kremy są pakowane w szklane słoiczki, co prawda mniejsza wersja w taki z przezroczystego szkła, ale większy już w elegancki słoiczek z ciemnego szkła. Mimo, że lubię kremy higienicznie zamknięte w tubkach czy butelkach airless to jednak krem w ciężkim, szklanym słoiczku daje wrażenie luksusu:)
No i przechodzę wreszcie do sedna czyli do działania. Po kremie z taką zawartością olejów i ekstraktów spodziewałam się, że będzie treściwy, ciężki i idealny na jesienne chłody, gdy skóra potrzebuje konkretnej dawki nawilżenia i natłuszczenia. I owszem, krem jest treściwy, ale Kochani...jaką on ma konsystencję:)! Ten krem jest jak aksamitne masełko:) Nie umiem tego inaczej określić. Jest gęsty, o delikatnej żółtawej barwie i taki milutki jak żaden inny krem jakiego używałam. Po skórze sunie gładko i wchłania się w sekundę. Nie żartuję, ten kremik po prostu znika na mojej skórze, muszę dość szybko go nakładać bo inaczej nie ma co rozsmarowywać:) No i zapach! Jak świeże malinki, bez przesadnej słodyczy. Działanie też jest bez zarzutu, a wręcz jestem bardzo zaskoczona bo znów.....po takim masełkowatym, bogatym kremie nie spodziewałam się matu, raczej zamierzałam używać go na noc by nie straszyć błyskiem na twarzy i co? I kolejny raz zbierałam szczękę z podłogi, bo krem wchłania się na mojej skórze do zupełnego matu i co więcej utrzymuje przyzwoity wygląd skóry na długie godziny. A cerę mam mieszaną w kierunku tłustej i większość kremów sprawia, że po dwóch godzinach świecę się już jak latarnia. A tu 4-5 godzin bez poprawek i nadal jest ok. Jednocześnie czuję, że skóra jest dobrze nawilżona i odżywiona. Tak więc używam go na dzień i cieszę się tym efektem miękkiej, jędrnej skóry. W kwestii regeneracji jeszcze nie mogę się wypowiedzieć bo zbyt krótko go używam. Ochrony przed szkodliwym działaniem czynników zewnętrznych oraz przed przedwczesnym starzeniem się też widocznie nie zaobserwujemy, ale tu wierzę producentowi na słowo:) Zresztą krem ma tyle plusów, że i tak jestem nim zachwycona i mogłabym pisać ochy i achy. Ciekawa jestem jak spisze się w chłodniejsze czy wręcz mroźne dni. Jeśli szukacie bogatego, naturalnego kremu, który zadba o kompleksową pielęgnację i ochronę Waszej skóry to wypróbujcie malinkę od Mokosh. Ja używam go z przyjemnością.
No i przechodzę wreszcie do sedna czyli do działania. Po kremie z taką zawartością olejów i ekstraktów spodziewałam się, że będzie treściwy, ciężki i idealny na jesienne chłody, gdy skóra potrzebuje konkretnej dawki nawilżenia i natłuszczenia. I owszem, krem jest treściwy, ale Kochani...jaką on ma konsystencję:)! Ten krem jest jak aksamitne masełko:) Nie umiem tego inaczej określić. Jest gęsty, o delikatnej żółtawej barwie i taki milutki jak żaden inny krem jakiego używałam. Po skórze sunie gładko i wchłania się w sekundę. Nie żartuję, ten kremik po prostu znika na mojej skórze, muszę dość szybko go nakładać bo inaczej nie ma co rozsmarowywać:) No i zapach! Jak świeże malinki, bez przesadnej słodyczy. Działanie też jest bez zarzutu, a wręcz jestem bardzo zaskoczona bo znów.....po takim masełkowatym, bogatym kremie nie spodziewałam się matu, raczej zamierzałam używać go na noc by nie straszyć błyskiem na twarzy i co? I kolejny raz zbierałam szczękę z podłogi, bo krem wchłania się na mojej skórze do zupełnego matu i co więcej utrzymuje przyzwoity wygląd skóry na długie godziny. A cerę mam mieszaną w kierunku tłustej i większość kremów sprawia, że po dwóch godzinach świecę się już jak latarnia. A tu 4-5 godzin bez poprawek i nadal jest ok. Jednocześnie czuję, że skóra jest dobrze nawilżona i odżywiona. Tak więc używam go na dzień i cieszę się tym efektem miękkiej, jędrnej skóry. W kwestii regeneracji jeszcze nie mogę się wypowiedzieć bo zbyt krótko go używam. Ochrony przed szkodliwym działaniem czynników zewnętrznych oraz przed przedwczesnym starzeniem się też widocznie nie zaobserwujemy, ale tu wierzę producentowi na słowo:) Zresztą krem ma tyle plusów, że i tak jestem nim zachwycona i mogłabym pisać ochy i achy. Ciekawa jestem jak spisze się w chłodniejsze czy wręcz mroźne dni. Jeśli szukacie bogatego, naturalnego kremu, który zadba o kompleksową pielęgnację i ochronę Waszej skóry to wypróbujcie malinkę od Mokosh. Ja używam go z przyjemnością.
Słoiczek wygląda luksusowo :)
OdpowiedzUsuńTak, większośc opakowań Mokosh to szklane cacka:)
UsuńKusi bardzo! Też bym go otworzyła od razu :D
OdpowiedzUsuńOj kusił kusił:) I warto było:)
UsuńNie lubię Cię :-| Kremik wpisałam na moją niekończącą się wish listę :-D Opisałaś wszystko to co w kremach do twarzy poszukuję. Bogaty skład i jednocześnie matowa cera bez wyczuwalnej warstwy.. WOW! Coś takiego to skarb! Cena ani na chwilę mnie nie odstraszyła.. co więcej zdecydowanie wolałabym właśnie tą mini pojemność kupować kilka razy pod rząd niż dużą. Krem zawsze u mnie idzie w malutkich ilościach, bo mam bardzo cienką skórę, która nie toleruje ciężkich kremów ale również lekkich w za dużej ilości. Oj.. chciałabym sobie ten kremik zmacać... yyy... zaraz.. przecież ja ostatnio próbki Mokosh dostałam!!!!! nie.. malinki nie mam ale mam kremiś figowy i kremiki pod oczy oraz serum :-D
OdpowiedzUsuńTo już wiem jaką próbeczkę Ci wysłać :) uzbiera się trochę tych próbek i zrobię paczuchę:)
UsuńJakoś tak negatywnie do niego podeszłam, ale po tym co piszesz to może być i u mnie petarda. Muszę go spróbować :P
OdpowiedzUsuńZachęcam:)
Usuń