ULUBIONE SERUM THE ORDINARY PLUS NOWOŚCI MARKI

kosmetyki the ordinary


Hej Kochani
Już jakiś czas temu pisałam Wam o kilku kosmetykach marki The Ordinary, które kupiłam na stronie polskiego dystrybutora, i które już naprawdę porządnie przetestowałam, przychodzę więc z recenzją tych dwóch które się u mnie sprawdziły. Napiszę też, które nie przypadły mi do gustu i dlaczego. I oczywiście pokażę Wam dwie nowości marki, które bardzo mnie zainteresowały, i które zdążyłam już wypróbować, zapraszam:)

Na początku mojej przygodny z The Ordinary kupiłam trzy sera do twarzy, głównie z myślą o działaniu antyoksydacyjnym oraz niwelującym niedoskonałości cery. Poczytajcie sobie o nich pod tym linkiem. Jednak jak się okazało jedno z nich poleciało w świat po kilkunastu dniach używania, drugie nie przypadło mi do gustu, trzecie się super sprawdziło, a potem dokupiłam czwarte. Niezły bajzel co?:) Ale już wszystko po kolei tłumaczę:)

Serum Niacinamide 10% + Zinc 1% używałam około dwóch tygodni, ale nie wpływało znacząco na moje niedoskonałości, a potem zabrał mi je brat, u którego bardzo fajnie działa:) Jakoś nie miałam potem potrzeby kupować go ponownie więc temat się rozmył.

Serum EUK 134 0.1% nie przypadło mi do gustu. Jest bardzo kleiste, kiepsko się wchłania, a niski komfort używania (a właściwie jego brak) sprawiło, że po kilkunastu dniach posłałam je w świat. Nie lubię tak przerywać używania kosmetyków, staram się zawsze dać im drugą szansę, albo wykorzystać w innym celu, ale tu po prostu się nie polubiliśmy.


I tutaj przechodzę do produktów, które bardzo polubiłam, i których używam do dziś. Tak prezentuje się moja aktualna kolekcja kosmetyków The Ordinary.



serum the ordinary



argirelina



ordinary matrixyl



I dwa pierwsze sera, które stosuję od dłuższego czasu:



serum resveratrol



the ordinary argireline



Mój zdecydowany ulubieniec to serum Argireline Solution 10%. Kupiłam je z myślą o moich zmarszczkach mimicznych na czole. Mam dość ekspresyjną mimikę, a dodatkowo np malując rzęsy marszczę czoło i zmarszczki są mocno widoczne. Co prawda jestem tuż po trzydziestce, ale te zmarszczki są już dość mocno widoczne. Do tego stopnia, że gdy nałożę puder na twarz, a potem maluję rzęsy i długo mam zmarszczone czoło, to puder nieestetycznie wchodzi w te załamania. Dlatego serum z argireliną musiało trafić w moje ręce.

"Argireline Solution 10% - to unikalny kompleks peptydowy, który skutecznie wygładza zmarszczki mimiczne, płytkie jak i głębokie i zapobiega ich powstawaniu. Argirelina rozluźnia napięcie mięśniowe, dlatego nazywana jest płynnym botoksem. 
Kosmetyk nie zawiera alkoholu, silikonów, olejów, orzechów i glutenu. Jest wegański a podczas jego produkcji nie ucierpiały żadne zwierzęta."
Skład: 
Aqua (Water), Propanediol, Acetyl Hexapeptide-8, Trisodium Ethylenediamine Disuccinate, Gellan Gum, Sodium Chloride, Isoceteth-20, Dimethyl Isosorbide, Potassium Sorbate, Phenoxyethanol, Chlorphenesin.

Serum stosuję od kilku miesięcy, rano i wieczorem i widzę znaczną poprawę w wyglądzie czoła. Zmarszczki nie zniknęły całkiem, cudów tu nie oczekiwałam, ale są płytsze, a czoło jakby gładsze Serum ma wodnistą konsystencję, trzeba uważać, żeby nie przelało się przez palce. Wchłania się bardzo dobrze, wystarczą dwie kropelki. Dużym plusem jest to, że nie spowodowało u mnie wysypu niedoskonałości. Argirelina nazywana jest płynnym botoksem przez wzgląd na jej zdolność do rozluźniania napięcia mięśniowego. Kompleks peptydów zawarty w tym produkcie pozwala uzyskać świetne rezultaty w walce ze zmarszczkami mimicznymi, wygładza je, delikatnie wypycha i zapobiega powstawaniu kolejnych. Serum ma zmniejszać oznaki starzenia i wygładzać strukturę skóry, co po tych kilku miesiącach potwierdzam. Oczywiście niech Was nie zwiedzie nazwa płynny botoks, jasnym jest, że za pomocą kosmetyku nie osiągniemy takich rezultatów jak po wstrzyknięciu botoksu. Jednak dla osób, które chcą delikatnie wygładzić zmarszczki, poprawić elastyczność skóry i zapobiec kolejnym oznakom starzenia serum powinno być zadowalające. Ja je bardzo lubię.



Serum Resveratrol 3% + Ferulic Acid 3% beztłuszczowe serum z resweratrolem i kwasem ferulowym o silnym działaniu antyoksydacyjnym to u mnie produkt do zadań specjalnych. Nie jestem specjalistką od kwasów, powiedziałabym raczej, ze jestem wręcz początkująca w tym temacie i przyznam się Wam szczerze, że kupując to serum pół roku temu zupełnie nie zdawałam sobie sprawy co za kwas kupuję, jak powinnam zacząć przygodę z kwasami itd. Opis produktu pasował do aktualnych potrzeb mojej skóry więc kupiłam...ehh..co za ignorancja:( Na szczęście mimo wysokiego stężenia substancji aktywnych, serum nie zrobiło mi krzywdy i zadziałało, tak jak miałam nadzieję.

"Resweratrol 3% + Kwas ferulowy 3% to formuła łącząca bardzo wysokie stężenia dwóch najbardziej skutecznych i ważnych przeciwutleniaczy w pielęgnacji skóry: resweratrolu i kwasu ferulowego. Resweratrol jest naturalnym fenolem pochodzenia roślinnego, ten wykorzystany w serum The Ordinary otrzymywany jest w 100% z Rdestowca Japońskiego. Kwas ferulowy jest wysokowydajnym fitochemicznym przeciwutleniaczem naturalnie występującym w ścianach komórek roślinnych.
W przypadku większości produktów do pielęgnacji skóry spotkać możemy się z niskimi stężeniami obu składników aktywnych (do 1% w przypadku resweratrolu, do 0,5% kwasu ferulowego). Serum The Ordinary jest zatem jednym z najmocniejszych dostępnych na rynku. Serum działa przeciwzmarszczkowo, chroni przed objawami starzenia skóry oraz przedwczesną utratą jędrności i elastyczności skóry. Przeznaczone dla kobiet z każdym typem skóry.
Serum nie zawiera: wody, oleju, silikonów, alkoholu."
Skład:
Propanediol, Resveratrol, Ferulic Acid

Obietnice producenta są bogate i  wielopłaszczyznowe: serum działa przeciwzmarszczkowo, ujędrnia skórę, zwalcza wolne rodniki, rozjaśnia przebarwienia, poprawia koloryt skóry, ale także wpływa pozytywnie na naczynka, zmniejsza zaczerwienienia i świetnie nawilża skórę. Rekomenduje się także łączenie go z produktami zawierającymi witaminę C, która zwiększa jego zdolności antyoksydacyjne. A jak to jest naprawdę z tym działaniem? Serum używałam zimą i wczesną wiosną, choć można go używać latem przy odpowiedniej ochronie UV.  Po nałożeniu produktu na twarz czułam bardzo delikatne mrowienie, stosowałam zawsze na noc. Wchłania się dobrze, mimo iż ma olejkową formułę, a nałożony na niego krem również nie sprawia problemów. Krem jaki stosowałam razem z serum to  Lumene Valo Glow Reveal z witaminą C, który bardzo lubię, a jego pełna recenzja pojawi się niedługo na blogu. Może on być fajnym sprzymierzeńcem w walce z przebarwieniami i innymi śladami upalnego lata jakie w tym roku zafundowała nam natura:) Pierwszą rzeczą jaką odczuwałam rano po użyciu tego serum była ściągnięta, jakby sucha i swędząca skóra. I to właściwie jedyny minus tego produktu. Po prostu czułam, że skóra potrzebuje nawodnienia i złagodzenia i to już. Nie było to miłe uczucie, ale wygląd skóry to rekompensował bo była gładziutka,napięta,  rozjaśniona i jakby "naprawiona"? Serum stosowałam jako kurację po zimie przez dwa miesiące, oczywiście z przerwami!  Cera w tym czasie ładnie się odnowiła, nie zaobserwowałam żadnego podrażnienia, drobne niedoskonałości się wyciszyły, wpływu na naczynka nie zaobserwowałam. Mam zamiar jesienią znów zrobić sobie taką kurację:)



I na konic przedstawiam Wam dwie nowości marki. Oczywiście tych nowości pojawiło się więcej jak np peeling z kwasem migdałowym, serum z witaminą C i alfa arbutyną, serum z 15% roztworem kwasu askorbinowego i inne, polecam zajrzeć na stronę producenta lub polskiego dystrybutora. Ja skusiłam się na dwie kolejne urocze buteleczki: serum nawilżające oraz olejek peptydowy.



serum the odrinary



marine hyaluronics



Pierwszy produkt to olejek peptydowy z kwasem hialuronowym Matrixyl 10% +HA, w którym pokładałam duże nadzieje na prewencyjną ochronę mojej skóry przed starzeniem. Niestety w tym przypadku się rozczarowałam, nie działaniem oczywiście bo za krótko go stosowałam, ale komfortem stosowania i wpływem na moją skórę. Olejek użyty na całą twarz sprawiał wrażenie ciężkiego, powodował niemiłosierne błyszczenie skóry i to nawet rano po kilku długich godzinach snu. Dodatkowo strasznie się klei. Używałam go w ten sposób chyba przez tydzień i dałam sobie spokój, teraz używam go w charakterze serum pod oczy.  Peptydy ponoć świetnie działają na wrażliwą skórę w tym rejonie, matrixyl posiada działanie stymulujące syntezę kolagenu, wpływa na zmniejszenie już istniejących zmarszczek i zapobiega pojawianiu się nowych. Dodatkowo jest połączony z kwasem hialuronowym dzięki czemu skóra ma być bardziej sprężysta i jędrna. Jeszcze nie wiem, czy zużyję go do końca czy pod oczy kupie raczej serum z kofeiną tej marki. Na razie z działania jestem zadowolona, rano  mam zawsze dość mocno podkrążone oczy i powiem Wam, że po zastosowaniu kropelki matrixylu pod krem, rano obszar pod oczami wygląda dużo lepiej niż bez niego, nie mam aż takich worków i wyglądam na bardziej wypoczętą. Więcej napiszę za jakiś czas:)

Jako, że olejek peptydowy nie sprawdził się u mnie jako nawilżacz na całą twarz, kupiłam lekkie serum nawilżające Marine Hyaluronics. Jest to lżejsza alternatywa dla kultowego już serum z kwasem hialuronowym i witaminą B5. Składniki serum pozyskiwane są z glonów i wodorostów, w składzie mamy np różne rodzaje alg i  aminokwasy. Serum jest lekkie, szybko się wchłania, nie klei, polecane jest do każdego rodzaju cery, szczególnie odwodnionej. Użyłam go dopiero kilkanaście razy więc o działaniu nawilżającym się nie wypowiem, ale to prawda, ze jest leciutkie, nie podrażniło mnie, nie błyszczę się bardziej niż bez niego, i w ogólnym odczuciu na razie jest ok. Więcej również napiszę za jakiś czas:)


I to tyle o pielęgnacji z marką The Ordinary. Oczywiście stanowi ona tylko część mojej pielęgnacji porannej i wieczornej, choć właściwie niewiele więcej stosuję bo jedynie hydrolat, krem pod oczy Mokosh,  krem na dzień z filtrem i olejek Skin Superfood od Alkemie na noc. Tym olejkiem jestem zachwycona i na pewno pojawi się osobna recenzja, bo jest to produkt, który w pełni zasłużył na swoje opinie. A na razie polecam Wam wypróbować nowości marki The Ordinary bo przy niezłej cenie i świetnej wydajności oferują nam naprawdę widoczne efekty działania.



Komentarze

  1. Odpowiedzi
    1. Oj mnie też:) czekam aż będzie dostępny

      Usuń
    2. Mam tą wersję kryjącą Coverage i totalna porażka:D

      Usuń
  2. Oj mam wielką ochotę na serum z kwasem ferulowym. Jestem zaskoczona, że aż tyle ich produktów nie przypadło Ci do gustu. Nie stosowałam tych konkretnie ale czytałam same pozytywne recenzje:) ale..wiadomo każda skóra jest inna:) Ja póki co miałam dwa produkty z TO i kilka z NIOD. I chociaż chciałabym do niektórych wrócić no niestety informację o zachowaniu właściciela marki skutecznie mnie zniechęciły.

    OdpowiedzUsuń
  3. Sporo mnie rozczarowało, ale wiele też zachwyciło:) A informacje o właścicielu też mnie troszkę zszokowały, ale mimo wszystko nie odejdę od kosmetyków marki bo te które mam dobrze na mnie działają:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak myślałam...ale kurcze ostatnio zaczęłam się poważnie zastanawiać czy wszystko z nim ok...
      Ale do serum Cais od NIOD będę na pewno wracać:D

      Usuń
  4. Kiedyś miałam na nie mega ochotę, ale miałam zapas :P Potem dostałam odlewki i szału nie było, więc zainteresowanie trochę mi minęło, ale nie do końca :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może wypróbuj którąś z nowości marki:) Łatwo się zrazić nieodpowiednim produktem, ale wiele z nich jest naprawdę świetnych!

      Usuń
  5. Z kosmetykami tej marki jest tak, że albo trafi się na coś bardzo fajnego albo na bubla:D Ostatnio bardzo polubiłam AHA 30% + BHA 2% Peeling Solution <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak sądzę. Fajnie, że trafiłaś na coś co Ci służy:)

      Usuń
  6. uwielbiam produkty The Ordinary, wiele już przetestowałam, ale serum z argireliną nie miałam, kupię na pewno!

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo ciekawy wpis. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Super wpis. Bardzo przydatne informacje

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz



zBLOGowani.pl

Copyright © na tropie piękna